piątek, 2 maja 2014

Rozdział 7

                Gdy wróciłam do mieszkania wciąż nie znałam odpowiedzi na większość pytań. Wiedziałam, ze chcę zostać w Nowym Jorku na stałe, że chcę pójść na studia, wynająć mieszkanie, znaleźć pracę. Ale wiedziałam to wszystko jeszcze przed wyjazdem z Atlanty. Teraz wiedziałam, że muszę wytrwale do tego dążyć. Dlatego w drodze powrotnej kupiłam trzy dodatkowe gazety z ogłoszeniami. Wzięłam z samochodu kilka rzeczy na przebranie i wróciłam do domu.
                Ryan wciąż wydawał się być na mnie zły. Zmywał naczynia w kuchni i zmierzył mnie jedynie obojętnym spojrzeniem, gdy się przywitałam. Takie zachowanie w jego przypadku było naturalne, więc postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Prędzej czy później mu przejdzie. Usiadłam na kanapie by trochę ochłonąć po szaleńczym biegu. Otworzyłam pierwszą gazetę i od razu zwróciłam uwagę na jedno z ogłoszeń. Wszystko było idealnie. Znajdowało się zaledwie 10 minut drogi pieszo od chłopaków, było skromne i tanie. Trzeba było je odrobinę odremontować, ale to dało się załatwić. Zerknęłam na zegarek. Gdyby mi się poszczęściło mogłabym spotkać się z właścicielem jeszcze dzisiaj. Szybko wybrałam numer telefonu podany w ogłoszeniu. Udało mi się umówić na godzinę 17. Miałam zaledwie godzinę do wyjścia, ale wzięłam szybki prysznic, uszykowałam się i byłam gotowa.
                -Dokąd idziesz? – spytał Ryan, gdy wiązałam buty.
                -Na spotkanie w sprawie mieszkania – powiedziałam nawet nie podnosząc na niego wzroku. Jeszcze nie tak dawno temu wydawał się być wściekły na mnie, a teraz próbował się przymilać. Często tak robił, jednak ja nie odpuszczałam, dopóki nie przyznał się do błędu i nie przeprosił. Strzepałam wyimaginowany paproch z trampka i wstałam z kanapy. Chciałam ruszyć do drzwi, jednak Ryan zastawił mi drogę.
                -Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? – spytał krzyżując ręce na klatce piersiowej. Z jego oczu biła szczerość. I pewnego rodzaju żal.
                -Muszę. Nie dla Ciebie, a dla siebie. Z resztą jestem tutaj pierwszy dzień i już zdążyliśmy się pokłócić. To nie przejdzie.
                -Przepraszam – powiedział cicho. Podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. Wydawać by się mogło, że był szczery i naprawdę żałował. – Chcę, żebyś tu została.
                Nie mogłam tego zrobić. Nie ważne czy on tego chciał, czy ja tego chciałam. Nie mogłam. Bałam się zbytnio zbliżyć. Zbyt zaangażować. A wszyscy wiedzieli czym by się to skończyło dla nas dwojga. I nie tylko dla nas…
                -Nie, Ryan, nie mogę. A teraz zejdź mi z drogi, bo zaraz będę spóźniona – odparłam i położyłam dłonie na klatce piersiowej chłopaka, by go odepchnąć, jednak on złapał mnie za nadgarstki i powstrzymał. Spojrzałam na niego zdziwiona.
                -Poczekaj chwilę. Pójdę z Tobą – stwierdził i zniknął w swoim pokoju. Tego się zupełnie nie spodziewałam, jednak  on zawsze potrafił mnie zaskoczyć. Nie zawsze w pozytywny sposób, jednak tym razem nie wiedziałam co myśleć. Sądziłam, że najprawdopodobniej będzie próbował mnie powstrzymać przed wynajmem. Gdy po chwili do mnie dołączył był we wspaniałym nastroju i już wiedziałam, że wykombinował coś, co może mi się nie spodobać. Objął mnie ramieniem, gdy wychodziliśmy z mieszkania, jednak ja szybko je z siebie zrzuciłam. Przyglądałam mu się podejrzliwie na co on zareagował jedynie typowym dla siebie rechotem.
                W drodze do mieszkania mijaliśmy masę ulicznych straganów i sklepików. Chyba każdy możliwy człowiek uśmiechnął się do R. i powiedział mu choć jedno miłe słowo. Chłopak zawsze odwdzięczał się tym samym i wydawał się być wniebowzięty. Bardzo możliwe, że wyszedł z mieszkania pierwszy raz od bardzo dawna.
                Zatrzymał mnie przy straganie z owocami i warzywami i wybrał dwa duże zielone jabłka.
                -Ryan! Jak dobrze Cię widzieć! Liam był dzisiaj u mnie. Mówił, że czujesz się lepiej, jednak nie sądziłam, że zobaczę Cię tak szybko – powiedziała starsza pani ściskając chłopaka przyjaźnie. Przygładziła mu włosy i poprawiła luźny sweter, który zsunął mu się z ramienia. Przywodziła na myśl zatroskaną babcię.
                -Witam, pani Jones. Rzeczywiście, czuję się zdecydowanie lepiej. Myślę, że w najbliższym czasie będzie mnie pani widywała częściej. Chcę się nacieszyć słońcem.
                -To dobrze, dziecko, to dobrze. Świeże powietrze powinno Ci pomóc. A kim jest twoja koleżanka? – spytała spoglądając na mnie z najszczerszym uśmiechem, jaki w życiu wiedziałam.
                -Jestem Nyah – przedstawiłam się. – Naprawdę bardzo miło mi panią poznać, jednak trochę się spieszę. Jestem umówiona na spotkanie. Do zobaczenia – powiedziałam starając się zabrzmieć uprzejmie. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam do swojego celu.
                -Do zobaczenia, pani Jones! Nyah, czekaj! – usłyszałam za sobą zasapany głos Ryana.
                -Wiesz co? Naprawdę nie musisz tam ze mną iść. Zależy mi na tym mieszkaniu, a ty chyba robisz wszystko, żebym tylko go nie wzięła. Jednak jeśli nie to, to inne. Nie uda Ci się mnie namówić na zostanie.
                -Nie zamierzałem tego robić. Wiem, że jesteś uparta i nie odpuścisz, jednak nie mogłem tak po prostu olać Mallory. Bardzo mnie wspiera i pomaga. Jest niczym rodzina – wytłumaczył wgryzając się w jabłko. Drugie wcisnął mi w dłonie.
                -Jakiej znowu Mallory? – zdziwiłam się. Rozejrzałam się po ulicy szukając odpowiedniego numeru mieszkania. Dopiero po chwili dostrzegłam młodego mężczyznę stojącym pod dużym numerem 7.
                -Pani Mallory Jones.
                -Nieważne, Ryan. Idę teraz zobaczyć to mieszkanie, czy Ci się to podoba, czy nie. Jeśli chcesz, to możesz iść ze mną, jednak zachowuj się – uprzedziłam chłopaka i podeszłam do mężczyzny. Przywitałam się grzecznie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wielu właścicieli nie chce wynajmować mieszkań młodym ludziom w obawie przed kłótniami z sąsiadami czy niepłaceniem czynszu. Jednak ten był miły i wydawał się być profesjonalistą. Dokładnie mi wytłumaczył jakie opłaty są wliczone w cenę, a co sama będę musiała sobie załatwić. Pokazał mi malutki pokój połączony z kuchnią i łazienkę. Sam zauważył, że w pokoju i kuchni przydałby się remont, jednak zastrzegł, że jeśli bym się go podjęła zwróci mi koszty potrzebnych artykułów. Rozglądałam się po pomieszczeniu i byłam zauroczona. Nie potrzebowałam wiele, a ten jeden pokój z pewnością by mi wystarczył. Kawalerka było położona ulicę od mieszkania chłopaków, w małej dwupiętrowej kamienicy. Wchodząc po schodach minęłam się z sąsiadami z piętra niżej, którzy przywitali się ze mną serdecznie. I co najważniejsze, mieszkanko znajdowało się na pierwszym piętrze, więc nie musiałam katować się codziennym wchodzeniem i schodzeniem po licznych schodach. Szybko zdecydowałam, że je chcę. Zapytałam Ryana o zdanie, jednak on tylko beznamiętnie wzruszył ramionami. Westchnęłam cicho i dogadałam się z właścicielem na dzień podpisania umowy. Ryan obserwował mnie smutno, jednak nie chciałam dać mu się sprowokować. Doskonale znał moje słabości i wiedział kiedy byłby w stanie mnie namówić, nawet jeśli twierdził inaczej.
                -No i co o tym myślisz? – zagadnęłam raz jeszcze gdy szliśmy w stronę jednej z kawiarenek.
                -Przecież wiesz. Wolałbym Cię mieć u siebie – stwierdził nie patrząc na mnie. Cisnęło mi się na usta, że nie będzie mnie mieć, jednak szybko ugryzłam się w język. Nie chciałam mu dowalać.
                Usiedliśmy na ogrodzie jednej z kawiarenek. R zamówił dwie szarlotki na ciepło z lodami waniliowymi i mrożone latte. Ciasto rozpływało się w ustach, a ja dopiero wtedy poczułam głód. Nie jadłam nic poza śniadaniem, a dzień wcześniej byłam na jednym batoniku zbożowy.
                -Ryan! Nyah! Jak to dobrze znowu was widzieć razem! – usłyszałam za sobą znajomy głos z równie znajomym włoskim akcentem.
                -Gustav! Kopę lat się nie widzieliśmy! Słyszałem, że kolejny wnuk Ci się pojawił – chłopak szybko wstał od stołu i uściskał dawnego mistrza. Patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. On zrobił to celowo! Zainicjował nasze spotkanie bym wróciła do tańca! Teraz to już byłam wściekła. Nie miał prawa tak po prostu decydować o moim życiu.
                -Dokładnie! Mały Alberto ma już prawie miesiąc. Wyrośnie z niego prawdziwy tancerz, mówię Ci to – powiedział mężczyzna z nieskrywaną dumą w głosie. Mimo złości na Ryana, że zrobił to wszystko za moimi plecami, cieszyłam się ze spotkania z trenerem, który był dla mnie także przyjacielem. Dostrzegłam duże zmiany w jego wyglądzie. Na twarzy pojawiło się kilka dodatkowych zmarszczek, a włosy przyprószyła siwizna. – Nyah, skarbie, jak to dobrze Cię widzieć – powiedział Gus biorąc mnie w ramiona.
                -Ja też się cieszę, Gus – powiedziałam szczerze, gdy odstawił mnie na ziemię. – A z tobą rozliczę się jak wrócimy do domu – mruknęłam gniewnie w stronę Ryana. Gustav puścił mu oczko, co nie uszło mojej uwadze. Ewidentnie coś kombinowali. W takich momentach jak ten miałam wrażenie, że zadaję się z dwoma dziesięciolatkami, a nie dwudziestolatkiem i pięćdziesięciopięciolatkiem.
                -Ryan mi poskarżył, że zrezygnowałaś z tańca – powiedział mężczyzna spokojnie. Nie odpowiedziałam mu, czekając na dalszą część. – Nie mogłaś się tak po prostu wypalić. O co chodziło?
                -Nie sprawiało mi to więcej takiej frajdy – odparłam wzruszając ramionami. Wbiłam wzrok w dłonie.
                -Ryan, mógłbyś zamówić mi małą czarną, proszę? – zwrócił się do chłopaka. Ten kiwnął głową zdając sobie sprawę, że Gustav zwyczajnie go zbywa. Pięknie. Teraz się nie wywinę, a jestem pewna, że mężczyzna wie, co jest na rzeczy.
                -Nyah. Chciałbym, żebyś wróciła na moje lekcje – powiedział poważnie. Dokładnie studiował każdą zmianę zachodzącą w wyrazie mojej twarzy. Mimo że na niego nie patrzyłam, czułam, że mnie obserwuje. Pokręciłam gwałtownie głową. – Chodzi o Ryana, prawda? – zapytał. Znał odpowiedź, więc się nie odzywałam, nie chcąc by mój głos się załamał. – Wiem, że ciężko jest zmienić partnera, szczególnie, że tańczyliście razem od początku, jednak to nie jest powód by rezygnować z treningów. Mogłaś ćwiczyć chociażby solo. Nawet sobie nie wyobrażasz na jakim byłabyś teraz poziomie, gdybyś nadal to robiła.
                -Wyobrażam – mruknęłam. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że mogłabym wziąć udział w wielu międzynarodowych konkursach. Zdobyć wyniki na skalę światową. Jednak w tańcu nigdy nie chodziło mi o to. Chodziło o radość płynącą prosto z serca. Która uciekła po rozstaniu z Ryanem. A potem zwyczajnie nie potrafiłam do tego wrócić.
                -Masz wrodzony talent. W twoich żyłach płynie taniec. Nie możesz tego zaprzepaścić. Wciąż możesz wiele osiągnąć. Tylko daj sobie pomóc – poprosił. Kolejny raz pokręciłam przecząco głową. – Cholera, dziewczyno. Ogarnij się! Tak wiele możesz zrobić!
                -Ale nie chcę – powiedziałam, pierwszy raz podnosząc wzrok na mojego nauczyciela. Jego twarz złagodniała, gdy dostrzegł gromadzące się w moich oczach łzy. – Tańczyłam z Ryanem. I tańczyłam dla niego. Tak narodziła się miłość. I do tańca i do R. Te wspomnienia przez długi czas były zbyt bolesne. A później zwyczajnie nie chciałam ich z nikim dzielić.
                -Nie musisz się nimi dzielić. Zostaw je tylko dla siebie jeśli chcesz. Ale zaprzepaszczaj takiej szansy. Tańcz chociażby solo, ale tańcz. To jest twój żywioł. Nie rezygnuj tak łatwo – powiedział cicho. Odwrócił głowę i spojrzał na Ryana stojącego po drugiej stronie ogrodu. Opierał się nonszalancko o płot i uważnie nas obserwował. Jednak nigdzie nie widziałam kawy, o którą poprosił go Gus. Mężczyzna kiwnął na niego. Chłopak się ruszył i po chwili siedział razem z nami przy stoliku. Z ust Gustava wydobyło się ciche westchnienie. Ryan posmutniał. Nie musieli rozmawiać, on już wiedział, że mu się nie udało.

                -Muszę iść. Wnuki na mnie czekają. Do zobaczenia – powiedział na odchodne. Wstał od stolika, jednak zwrócił się do mnie raz jeszcze. – Pomyśl jeszcze o tym. Pamiętaj, że możesz przyjść do mnie w każdym momencie. 
***
Od tego poniedziałku do 16 maja piszę matury, także raczej się tu nie pojawię z kolejnym rozdziałem. Później się pakuję, bo 20 maja wylatuję do Anglii. Na miejscu pewnie będę miała sporo spraw do załatwienia, także wrócę dopiero w ostatnim tygodniu miesiąca, lub z początkiem czerwca.
Tymczasem, trzymajcie kciuki! ;)

1 komentarz:

  1. Trzymam za ciebie kciuki. Na pewno napiszesz na 100%
    Rozdział bardzo przyjemni mi się czytało. Cieszę się Nyah zaczyna swoje życie w końcu nie może uzależniać go tylko od Ryana. Mnie też wkurzył kiedy pojawił się Gustav. Wszystko było zaplanowane :c
    Może faktycznie Nyah powinna wrócić do tańca, może to ją by odstresowało.
    Podobała mi się także pani Jones, tak miła starsza pani. Widać, że martwi się o Ryana :)
    Czekam na więcej. Nie wiem jak uda mi się wytrzymać do końca miesiąca :c
    Pozdrawiam i jeszcze raz życzę powodzenia na maturach, jeszcze rok i mnie to czeka :c
    Kilulu

    OdpowiedzUsuń