Gdy wróciłam do mieszkania wciąż nie znałam
odpowiedzi na większość pytań. Wiedziałam, ze chcę zostać w Nowym Jorku na
stałe, że chcę pójść na studia, wynająć mieszkanie, znaleźć pracę. Ale
wiedziałam to wszystko jeszcze przed wyjazdem z Atlanty. Teraz wiedziałam, że
muszę wytrwale do tego dążyć. Dlatego w drodze powrotnej kupiłam trzy dodatkowe
gazety z ogłoszeniami. Wzięłam z samochodu kilka rzeczy na przebranie i
wróciłam do domu.
Ryan wciąż wydawał się być na mnie zły. Zmywał
naczynia w kuchni i zmierzył mnie jedynie obojętnym spojrzeniem, gdy się
przywitałam. Takie zachowanie w jego przypadku było naturalne, więc
postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Prędzej czy później mu przejdzie.
Usiadłam na kanapie by trochę ochłonąć po szaleńczym biegu. Otworzyłam pierwszą
gazetę i od razu zwróciłam uwagę na jedno z ogłoszeń. Wszystko było idealnie.
Znajdowało się zaledwie 10 minut drogi pieszo od chłopaków, było skromne i
tanie. Trzeba było je odrobinę odremontować, ale to dało się załatwić.
Zerknęłam na zegarek. Gdyby mi się poszczęściło mogłabym spotkać się z
właścicielem jeszcze dzisiaj. Szybko wybrałam numer telefonu podany w
ogłoszeniu. Udało mi się umówić na godzinę 17. Miałam zaledwie godzinę do
wyjścia, ale wzięłam szybki prysznic, uszykowałam się i byłam gotowa.
-Dokąd idziesz? – spytał Ryan, gdy wiązałam buty.
-Na spotkanie w sprawie mieszkania – powiedziałam
nawet nie podnosząc na niego wzroku. Jeszcze nie tak dawno temu wydawał się być
wściekły na mnie, a teraz próbował się przymilać. Często tak robił, jednak ja
nie odpuszczałam, dopóki nie przyznał się do błędu i nie przeprosił. Strzepałam
wyimaginowany paproch z trampka i wstałam z kanapy. Chciałam ruszyć do drzwi,
jednak Ryan zastawił mi drogę.
-Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? – spytał
krzyżując ręce na klatce piersiowej. Z jego oczu biła szczerość. I pewnego
rodzaju żal.
-Muszę. Nie dla Ciebie, a dla siebie. Z resztą jestem
tutaj pierwszy dzień i już zdążyliśmy się pokłócić. To nie przejdzie.
-Przepraszam – powiedział cicho. Podniosłam wzrok i
spojrzałam mu w oczy. Wydawać by się mogło, że był szczery i naprawdę żałował.
– Chcę, żebyś tu została.
Nie mogłam tego zrobić. Nie ważne czy on tego chciał,
czy ja tego chciałam. Nie mogłam. Bałam się zbytnio zbliżyć. Zbyt zaangażować.
A wszyscy wiedzieli czym by się to skończyło dla nas dwojga. I nie tylko dla
nas…
-Nie, Ryan, nie mogę. A teraz zejdź mi z drogi, bo
zaraz będę spóźniona – odparłam i położyłam dłonie na klatce piersiowej
chłopaka, by go odepchnąć, jednak on złapał mnie za nadgarstki i powstrzymał.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Poczekaj chwilę. Pójdę z Tobą – stwierdził i zniknął
w swoim pokoju. Tego się zupełnie nie spodziewałam, jednak on zawsze potrafił mnie zaskoczyć. Nie zawsze
w pozytywny sposób, jednak tym razem nie wiedziałam co myśleć. Sądziłam, że
najprawdopodobniej będzie próbował mnie powstrzymać przed wynajmem. Gdy po
chwili do mnie dołączył był we wspaniałym nastroju i już wiedziałam, że
wykombinował coś, co może mi się nie spodobać. Objął mnie ramieniem, gdy
wychodziliśmy z mieszkania, jednak ja szybko je z siebie zrzuciłam.
Przyglądałam mu się podejrzliwie na co on zareagował jedynie typowym dla siebie
rechotem.
W drodze do mieszkania mijaliśmy masę ulicznych
straganów i sklepików. Chyba każdy możliwy człowiek uśmiechnął się do R. i
powiedział mu choć jedno miłe słowo. Chłopak zawsze odwdzięczał się tym samym i
wydawał się być wniebowzięty. Bardzo możliwe, że wyszedł z mieszkania pierwszy
raz od bardzo dawna.
Zatrzymał mnie przy straganie z owocami i warzywami i
wybrał dwa duże zielone jabłka.
-Ryan! Jak dobrze Cię widzieć! Liam był dzisiaj u
mnie. Mówił, że czujesz się lepiej, jednak nie sądziłam, że zobaczę Cię tak
szybko – powiedziała starsza pani ściskając chłopaka przyjaźnie. Przygładziła
mu włosy i poprawiła luźny sweter, który zsunął mu się z ramienia. Przywodziła
na myśl zatroskaną babcię.
-Witam, pani Jones. Rzeczywiście, czuję się
zdecydowanie lepiej. Myślę, że w najbliższym czasie będzie mnie pani widywała
częściej. Chcę się nacieszyć słońcem.
-To dobrze, dziecko, to dobrze. Świeże powietrze
powinno Ci pomóc. A kim jest twoja koleżanka? – spytała spoglądając na mnie z
najszczerszym uśmiechem, jaki w życiu wiedziałam.
-Jestem Nyah – przedstawiłam się. – Naprawdę bardzo
miło mi panią poznać, jednak trochę się spieszę. Jestem umówiona na spotkanie.
Do zobaczenia – powiedziałam starając się zabrzmieć uprzejmie. Odwróciłam się
napięcie i ruszyłam do swojego celu.
-Do zobaczenia, pani Jones! Nyah, czekaj! –
usłyszałam za sobą zasapany głos Ryana.
-Wiesz co? Naprawdę nie musisz tam ze mną iść. Zależy
mi na tym mieszkaniu, a ty chyba robisz wszystko, żebym tylko go nie wzięła.
Jednak jeśli nie to, to inne. Nie uda Ci się mnie namówić na zostanie.
-Nie zamierzałem tego robić. Wiem, że jesteś uparta i
nie odpuścisz, jednak nie mogłem tak po prostu olać Mallory. Bardzo mnie
wspiera i pomaga. Jest niczym rodzina – wytłumaczył wgryzając się w jabłko.
Drugie wcisnął mi w dłonie.
-Jakiej znowu Mallory? – zdziwiłam się. Rozejrzałam
się po ulicy szukając odpowiedniego numeru mieszkania. Dopiero po chwili
dostrzegłam młodego mężczyznę stojącym pod dużym numerem 7.
-Pani Mallory Jones.
-Nieważne, Ryan. Idę teraz zobaczyć to mieszkanie,
czy Ci się to podoba, czy nie. Jeśli chcesz, to możesz iść ze mną, jednak
zachowuj się – uprzedziłam chłopaka i podeszłam do mężczyzny. Przywitałam się
grzecznie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że wielu właścicieli nie chce
wynajmować mieszkań młodym ludziom w obawie przed kłótniami z sąsiadami czy
niepłaceniem czynszu. Jednak ten był miły i wydawał się być profesjonalistą.
Dokładnie mi wytłumaczył jakie opłaty są wliczone w cenę, a co sama będę
musiała sobie załatwić. Pokazał mi malutki pokój połączony z kuchnią i łazienkę.
Sam zauważył, że w pokoju i kuchni przydałby się remont, jednak zastrzegł, że
jeśli bym się go podjęła zwróci mi koszty potrzebnych artykułów. Rozglądałam
się po pomieszczeniu i byłam zauroczona. Nie potrzebowałam wiele, a ten jeden
pokój z pewnością by mi wystarczył. Kawalerka było położona ulicę od mieszkania
chłopaków, w małej dwupiętrowej kamienicy. Wchodząc po schodach minęłam się z
sąsiadami z piętra niżej, którzy przywitali się ze mną serdecznie. I co
najważniejsze, mieszkanko znajdowało się na pierwszym piętrze, więc nie
musiałam katować się codziennym wchodzeniem i schodzeniem po licznych schodach.
Szybko zdecydowałam, że je chcę. Zapytałam Ryana o zdanie, jednak on tylko
beznamiętnie wzruszył ramionami. Westchnęłam cicho i dogadałam się z właścicielem
na dzień podpisania umowy. Ryan obserwował mnie smutno, jednak nie chciałam dać
mu się sprowokować. Doskonale znał moje słabości i wiedział kiedy byłby w
stanie mnie namówić, nawet jeśli twierdził inaczej.
-No i co o tym myślisz? – zagadnęłam raz jeszcze gdy
szliśmy w stronę jednej z kawiarenek.
-Przecież wiesz. Wolałbym Cię mieć u siebie –
stwierdził nie patrząc na mnie. Cisnęło mi się na usta, że nie będzie mnie
mieć, jednak szybko ugryzłam się w język. Nie chciałam mu dowalać.
Usiedliśmy na ogrodzie jednej z kawiarenek. R zamówił
dwie szarlotki na ciepło z lodami waniliowymi i mrożone latte. Ciasto
rozpływało się w ustach, a ja dopiero wtedy poczułam głód. Nie jadłam nic poza
śniadaniem, a dzień wcześniej byłam na jednym batoniku zbożowy.
-Ryan! Nyah! Jak to dobrze znowu was widzieć razem! –
usłyszałam za sobą znajomy głos z równie znajomym włoskim akcentem.
-Gustav! Kopę lat się nie widzieliśmy! Słyszałem, że
kolejny wnuk Ci się pojawił – chłopak szybko wstał od stołu i uściskał dawnego
mistrza. Patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. On zrobił to celowo!
Zainicjował nasze spotkanie bym wróciła do tańca! Teraz to już byłam wściekła.
Nie miał prawa tak po prostu decydować o moim życiu.
-Dokładnie! Mały Alberto ma już prawie miesiąc. Wyrośnie
z niego prawdziwy tancerz, mówię Ci to – powiedział mężczyzna z nieskrywaną
dumą w głosie. Mimo złości na Ryana, że zrobił to wszystko za moimi plecami,
cieszyłam się ze spotkania z trenerem, który był dla mnie także przyjacielem.
Dostrzegłam duże zmiany w jego wyglądzie. Na twarzy pojawiło się kilka
dodatkowych zmarszczek, a włosy przyprószyła siwizna. – Nyah, skarbie, jak to
dobrze Cię widzieć – powiedział Gus biorąc mnie w ramiona.
-Ja też się cieszę, Gus – powiedziałam szczerze, gdy
odstawił mnie na ziemię. – A z tobą rozliczę się jak wrócimy do domu –
mruknęłam gniewnie w stronę Ryana. Gustav puścił mu oczko, co nie uszło mojej
uwadze. Ewidentnie coś kombinowali. W takich momentach jak ten miałam wrażenie,
że zadaję się z dwoma dziesięciolatkami, a nie dwudziestolatkiem i
pięćdziesięciopięciolatkiem.
-Ryan mi poskarżył, że zrezygnowałaś z tańca –
powiedział mężczyzna spokojnie. Nie odpowiedziałam mu, czekając na dalszą
część. – Nie mogłaś się tak po prostu wypalić. O co chodziło?
-Nie sprawiało mi to więcej takiej frajdy – odparłam
wzruszając ramionami. Wbiłam wzrok w dłonie.
-Ryan, mógłbyś zamówić mi małą czarną, proszę? –
zwrócił się do chłopaka. Ten kiwnął głową zdając sobie sprawę, że Gustav
zwyczajnie go zbywa. Pięknie. Teraz się nie wywinę, a jestem pewna, że
mężczyzna wie, co jest na rzeczy.
-Nyah. Chciałbym, żebyś wróciła na moje lekcje –
powiedział poważnie. Dokładnie studiował każdą zmianę zachodzącą w wyrazie
mojej twarzy. Mimo że na niego nie patrzyłam, czułam, że mnie obserwuje. Pokręciłam
gwałtownie głową. – Chodzi o Ryana, prawda? – zapytał. Znał odpowiedź, więc się
nie odzywałam, nie chcąc by mój głos się załamał. – Wiem, że ciężko jest
zmienić partnera, szczególnie, że tańczyliście razem od początku, jednak to nie
jest powód by rezygnować z treningów. Mogłaś ćwiczyć chociażby solo. Nawet
sobie nie wyobrażasz na jakim byłabyś teraz poziomie, gdybyś nadal to robiła.
-Wyobrażam – mruknęłam. Doskonale zdawałam sobie
sprawę, że mogłabym wziąć udział w wielu międzynarodowych konkursach. Zdobyć
wyniki na skalę światową. Jednak w tańcu nigdy nie chodziło mi o to. Chodziło o
radość płynącą prosto z serca. Która uciekła po rozstaniu z Ryanem. A potem
zwyczajnie nie potrafiłam do tego wrócić.
-Masz wrodzony talent. W twoich żyłach płynie taniec.
Nie możesz tego zaprzepaścić. Wciąż możesz wiele osiągnąć. Tylko daj sobie
pomóc – poprosił. Kolejny raz pokręciłam przecząco głową. – Cholera,
dziewczyno. Ogarnij się! Tak wiele możesz zrobić!
-Ale nie chcę – powiedziałam, pierwszy raz podnosząc
wzrok na mojego nauczyciela. Jego twarz złagodniała, gdy dostrzegł gromadzące
się w moich oczach łzy. – Tańczyłam z Ryanem. I tańczyłam dla niego. Tak
narodziła się miłość. I do tańca i do R. Te wspomnienia przez długi czas były
zbyt bolesne. A później zwyczajnie nie chciałam ich z nikim dzielić.
-Nie musisz się nimi dzielić. Zostaw je tylko dla
siebie jeśli chcesz. Ale zaprzepaszczaj takiej szansy. Tańcz chociażby solo,
ale tańcz. To jest twój żywioł. Nie rezygnuj tak łatwo – powiedział cicho.
Odwrócił głowę i spojrzał na Ryana stojącego po drugiej stronie ogrodu. Opierał
się nonszalancko o płot i uważnie nas obserwował. Jednak nigdzie nie widziałam
kawy, o którą poprosił go Gus. Mężczyzna kiwnął na niego. Chłopak się ruszył i
po chwili siedział razem z nami przy stoliku. Z ust Gustava wydobyło się ciche
westchnienie. Ryan posmutniał. Nie musieli rozmawiać, on już wiedział, że mu
się nie udało.
-Muszę iść. Wnuki na mnie czekają. Do zobaczenia –
powiedział na odchodne. Wstał od stolika, jednak zwrócił się do mnie raz
jeszcze. – Pomyśl jeszcze o tym. Pamiętaj, że możesz przyjść do mnie w każdym
momencie.
***
Od tego poniedziałku do 16 maja piszę matury, także raczej się tu nie pojawię z kolejnym rozdziałem. Później się pakuję, bo 20 maja wylatuję do Anglii. Na miejscu pewnie będę miała sporo spraw do załatwienia, także wrócę dopiero w ostatnim tygodniu miesiąca, lub z początkiem czerwca.
Tymczasem, trzymajcie kciuki! ;)